Test porównawczy młynków Rhinowares V2 i Zassenhaus Quito
Array
(
[id] => 574
[autor] => 4
[tytul] => Test porównawczy młynków Rhinowares V2 i Zassenhaus Quito
[tekst] =>
Nie znalazłem satysfakcjonujących mnie odpowiedzi w kwestii różnic między kompaktowymi młynkami ręcznymi, za akceptowalne dla mnie pieniądze. Postanowiłem więc zbadać sprawę i po przeanalizowaniu dostępnych opcji podjąć ryzyko zakupienia nowego produktu. Dzielę się tu moimi pierwszymi doświadczeniami z użytkowania młynka ręcznego Zassenhaus Quito, porównując go do poprzedniego Rhinowares Hand Coffee Grinder i momentami z Porlexem mini.
Znów jesteś w swoim kawowym pudełku*?
Postronni obserwatorzy patrzący na ludzi ogarniętych pasją miewają często wrażenie, że ta osoba w niedługim czasie odleci na Marsa albo właśnie wróciła z odległych krain. W końcu, kto normalny warzy, wącha, mieli, znowu wącha, fotografuje, mierzy temperaturę i czas zalewania, i znowu wącha kawę! Siorbie?! Ale o co chodzi?! Pewnych rzeczy nie da się do końca racjonalnie wytłumaczyć. No taaak, więc od pewnego czasu nosiłem się z zamiarem kupienia lepszego młynka w celu zadowolenia swoich kubków smakowych. Dotychczasowy mi nie wystarcza z powodu nierównomierności przemiału i niezbyt precyzyjnej regulacji. Tak przynajmniej sobie to uzasadniam. Gdyby nie to, że w obecnym mieszkaniu absolutnie nie mam miejsca w rejonie kuchni, w który mógłbym wcisnąć elektryczny młynek, to pewnie nie szukałbym kolejnego ręcznego.
Stolice i inne różnice
Niemiecka firma Zassenhaus ma w zwyczaju nazywać swoje młynki na cześć stolic krajów uprawiających kawę, co wg mnie jest interesującym pomysłem, niosącym jakąś edukacyjną wartość. Australijskie Rhinowares nie stworzyło takiego systemu, ich produkt nazywa się wprost: Hand Coffee Grinder [ręczny młynek do kawy].
Wpierw zajmę się opisem nowego nabytku. Główną różnicą, która sprowokowała mnie do zakupu Quito to zastosowane w nim stalowych żaren stożkowych. Mechanizm mielący jest tu dość dobrze ustabilizowany i spasowany, choć oś ma minimalne luzy, które czuć na rączce zamontowanej na stałe. Sposób zmiany ustawienia przemiału jest najprzyjemniejszym rozwiązaniem jakie dotychczas spotkałem. Reguluje się łatwo, przyjemnie i precyzyjnie, aby wykonać cały obrót, dwuramiennej nakrętki regulacyjnej, potrzeba 12 przeskoków. Początkowo było mi trudniej niż dotychczas wyczuć dokładny moment zblokowania żaren w celu ustalenia punktu odniesienia do regulacji przemiału. Jest to kwestia miękkiego działania mechanizmu blokowania pozycji nakrętki. Służą do tego dwie sympatycznie wyglądające, małe, sprężynujące kulki, wystające po obu stronach podłużnej nakrętki. Trafiają one w zagłębienia dolnego żarna blokując pozycję roboczą. Warto wspomnieć, że górny element mielący jest wklejony w plastikowy pierścień zamontowany w obudowie młynka, nie występuje więc opadanie tej części jak ma to miejsce w ceramicznych żarnach. Utrudnia to jednak czyszczenie i nie wydaje się być stworzone z myślą o domowym serwisowaniu. W tym modelu młynka, rączka jest zamontowana na stałe, w związku z tym występuje specyficzne rozwiązanie przykrywki dla części, do której wsypujemy ziarna. Jest to kawałek plastiku z nacięciem. Niby prosta sprawa, gwarantująca jednak zagwozdkę przy pierwszym spotkaniu. Lubię proste rozwiązania, ale to konkretne mnie irytuje swoim niedopracowaniem. Pokrywka leży dość luźno na tubusie w związku z czym telepie się przy wstrząsach. Mam już pomysł na prostą modyfikację. ale opiszę to przy innej okazji.
RHINO Przejdźmy do produktu australijskiego, którego używam od niespełna pół roku. Tutaj zastosowano żarna ceramiczne, bardzo podobne do tych porlexowych. Nie są one zbyt ostre, ale górne żarno jest lepiej spasowane z obudową niż w japońskim protoplaście. Niestety stabilizacja osi w Rhinowares nie zachwyca mnie, tworzywo trzymające konstrukcję jest jakby zbyt wiotkie/elastyczne. Daje to możliwość sporych wychyłów na osi. Regulacja grubości przemiału jest prosta i wygodna, a pełny obrót to 8 przeskoków trójramiennej nakrętki regulacyjnej. Oba żarna można łatwo wyjąć żeby wyczyścić. Rączka ma długie ramię, łatwo się zakłada i zdejmuje, jest wygodna w użytkowaniu, brak jej tendencji do spadania - znanej przypadłości porlexa. Jednak pusty młynek z założoną rączką bardzo łatwo się wywraca. Związane jest to z małą wagą i niewielką średnicą podstawy młynka. Wymiar ten ma jednak swoje dobre strony - otóż w komorę na ziarno idealnie wchodzi lejek od aeropressu, a ja lubię korzystać z tego rozwiązania.
Koszt Rhinowares, to aktualnie w Polsce to ok. 180 PLN
Twarzą w twarz Patrząc na oba młynki postawione obok siebie są niemal równe, sam tubus Zassenhausa kończy się centymetr niżej, ale z założoną rączką ich uchwyty kończą się prawie na tej samej wysokości. Przy czym w Rhinowares korbka jest cała demontowalna i kończy się niżej. W Quito można zdjąć tylko drewnianą gałkę, z zamontowanym w środku magnesem. Dzięki temu rozwiązaniu nie musimy się obawiać o zużycie mocowania, a mieląc uchwyt nam się nie obraca w palcach i trzyma się go wygodnie.
Rozmiarowo różnią się one również średnicą korpusu, która dla Rhino wynosi 5 cm, a w Quito centymetr więcej. Pojemnik Ekwadorczyka niemieckiego pochodzenia jest szklany i montowany na gwint. Niemniej wygląda i w rękach czuje się solidność tego elementu. Po jego odkręceniu można postawić młynek stabilnie w pionie. W nosorożcu jest to niemożliwe z powodu wystających części. Jest to upierdliwe gdyż kładąc młynek na boku, łatwo może się on sturlać z pochyłej powierzchni. Wracając jednak do pojemnika na przemiał, jest on metalowy tak jak korpus i wciska się go na kołnierz z tworzywa. Rozwiązanie wydaje się niezbyt trwałe, gdyż po czterech miesiącach choć nie spada, to ma już luzy i lata na boki. Porlexowy, również wciskany pojemnik nie miał żadnych problemów po dwa razy dłuższym okresie. Podobnie jak Mini w Ryniu jest gumowy pasek polepszający chwyt, przydatny drobiazg gdy mamy wilgotne ręce. Co prawda nie ma funkcjonalności przechowywania rączki po jej zdjęciu, tak jak w Mini Japończyku, ale perforowana guma trzyma się lepiej i na razie nie rozciąga.
Do boju - gryź i tnij!
Przebolawszy brak niemieckiego ordnungu przy wykonaniu młynka, przeszedłem do zabawy.
Poniżej pierwsza rzecz, która mnie interesowała w tych dwóch młynkach, czyli porównanie przemiału.
Wpierw zrobiłem porównanie w przedziale, którego na ogół używałem w Rhinowares czyli od 4 do 10 skoków podziałki od zblokowania żaren. Jak widać na zdjęciach skala jak i jej skok dla obydwu młynków jest różna. Dodałem więc drugą część dla Quito, która może być bliższa przemiałom z Rhino.
Magiczne mechanizmy
Natrafiłem w sieci na opisy świadczące o jakimś tajemniczym mechanizmie, który w Quito miałby odpowiadać za płynniejszy przemiał. Hmm, no więc nie wyczuwam tej magii, albo moje ręce są już tak toporne i nieczułe od walenia w bębny, albo to po prostu jakaś bujda. No chyba, że kontrola jakości poszła szukać elementu, który za to odpowiada i tyle ich widzieli.. Oprócz różnicy wynikającej z ostrzejszych żaren, raczej szczególnej lekkości w mieleniu nie doświadczyłem. Jest trochę lepiej niż w Ryniu, ale drobniejsze przemiały jasno palonej kawy nie są lekkie w korbce i nie obywa się bez przycięcia młynka.
Cóżeś Pan uczynił?
Jeśli kogoś interesuje procedura przygotowania testu porównawczego, to przedstawiam ją poniżej. Była ona powtarzana dla każdego przemiału.
1. Wyczyszczenie zbiorników młynka i żaren - wytrzepanie, przedmuchanie, czasem usunięcie przylegających resztek przemiału palcem, wskazującym jakby kto pytał. 2. Ustawienie grubości przemiału, za każdym razem przesunięcie o dwa stopnie w stronę grubszego przemiału. Wyznaczałem punkt odniesienia, czyli zerowy jako pierwszy stopień pozwalający na ruch żaren. Od tego momentu liczyłem kolejno zaczynając oczywiście od jednego. 3. Zasypanie żaren kawą tą samą do wszystkich testów, tak aby przykrywała żarna. Ilość nie była dokładnie mierzona 4. Mielenie - młynek dociśnięty do stołu żeby zapewnić lepszą stabilność 5. Wysypanie kawy na kartkę 6. Zapisanie ołówkiem grubości przemiału 7. Uformowanie paska 8. Przyłożenie kartki i dociśnięcie - żeby pokazać zachowanie kawy, wydawało mi się pomocne przy ustaleniu konsystencji kawy. 9. Otrzepanie kartki dociskającej 10. Wyrysowanie „wzorka”- wybaczcie jaka pogoda i talent rysowniczy taki wzorek
Co dalej?
W kolejnej części chciałbym przedstawić wam zagadnienie, które wydaje mi się bardzo ważne i podstawowe. Pierwsze napary i wrażenia sensoryczne z takich samych przelewów kawy zmielonej oboma młynkami. Ja już wiem, że jest ciekawie bo trochę naparów przelało się przez moje kubki smakowe.
*Odnosi się do skeczu Marka Gungor'a, opowiadającego o różnicach w funkcjonowaniu mózgu mężczyzny i kobiety.
Autorem tekstu i zdjęć jest krystians z forum Wszystko o kawie.
Test porównawczy młynków Rhinowares V2 i Zassenhaus Quito
Autor:Paweł Małkowski
Fascynat kawy w każdej postaci, z którą związany jest na poważnie od 2006 roku. Uwielbia podróżować po Włoszech i Bałkanach. Najlepsza kawa? afrykańska jako przelewy i owocowy blend jako espresso.
Nie znalazłem satysfakcjonujących mnie odpowiedzi w kwestii różnic między kompaktowymi młynkami ręcznymi, za akceptowalne dla mnie pieniądze. Postanowiłem więc zbadać sprawę i po przeanalizowaniu dostępnych opcji podjąć ryzyko zakupienia nowego produktu. Dzielę się tu moimi pierwszymi doświadczeniami z użytkowania młynka ręcznego Zassenhaus Quito, porównując go do poprzedniego Rhinowares Hand Coffee Grinder i momentami z Porlexem mini.
Znów jesteś w swoim kawowym pudełku*?
Postronni obserwatorzy patrzący na ludzi ogarniętych pasją miewają często wrażenie, że ta osoba w niedługim czasie odleci na Marsa albo właśnie wróciła z odległych krain. W końcu, kto normalny warzy, wącha, mieli, znowu wącha, fotografuje, mierzy temperaturę i czas zalewania, i znowu wącha kawę! Siorbie?! Ale o co chodzi?! Pewnych rzeczy nie da się do końca racjonalnie wytłumaczyć. No taaak, więc od pewnego czasu nosiłem się z zamiarem kupienia lepszego młynka w celu zadowolenia swoich kubków smakowych. Dotychczasowy mi nie wystarcza z powodu nierównomierności przemiału i niezbyt precyzyjnej regulacji. Tak przynajmniej sobie to uzasadniam. Gdyby nie to, że w obecnym mieszkaniu absolutnie nie mam miejsca w rejonie kuchni, w który mógłbym wcisnąć elektryczny młynek, to pewnie nie szukałbym kolejnego ręcznego.
Stolice i inne różnice
Niemiecka firma Zassenhaus ma w zwyczaju nazywać swoje młynki na cześć stolic krajów uprawiających kawę, co wg mnie jest interesującym pomysłem, niosącym jakąś edukacyjną wartość. Australijskie Rhinowares nie stworzyło takiego systemu, ich produkt nazywa się wprost: Hand Coffee Grinder [ręczny młynek do kawy].
Wpierw zajmę się opisem nowego nabytku. Główną różnicą, która sprowokowała mnie do zakupu Quito to zastosowane w nim stalowych żaren stożkowych. Mechanizm mielący jest tu dość dobrze ustabilizowany i spasowany, choć oś ma minimalne luzy, które czuć na rączce zamontowanej na stałe. Sposób zmiany ustawienia przemiału jest najprzyjemniejszym rozwiązaniem jakie dotychczas spotkałem. Reguluje się łatwo, przyjemnie i precyzyjnie, aby wykonać cały obrót, dwuramiennej nakrętki regulacyjnej, potrzeba 12 przeskoków. Początkowo było mi trudniej niż dotychczas wyczuć dokładny moment zblokowania żaren w celu ustalenia punktu odniesienia do regulacji przemiału. Jest to kwestia miękkiego działania mechanizmu blokowania pozycji nakrętki. Służą do tego dwie sympatycznie wyglądające, małe, sprężynujące kulki, wystające po obu stronach podłużnej nakrętki. Trafiają one w zagłębienia dolnego żarna blokując pozycję roboczą. Warto wspomnieć, że górny element mielący jest wklejony w plastikowy pierścień zamontowany w obudowie młynka, nie występuje więc opadanie tej części jak ma to miejsce w ceramicznych żarnach. Utrudnia to jednak czyszczenie i nie wydaje się być stworzone z myślą o domowym serwisowaniu. W tym modelu młynka, rączka jest zamontowana na stałe, w związku z tym występuje specyficzne rozwiązanie przykrywki dla części, do której wsypujemy ziarna. Jest to kawałek plastiku z nacięciem. Niby prosta sprawa, gwarantująca jednak zagwozdkę przy pierwszym spotkaniu. Lubię proste rozwiązania, ale to konkretne mnie irytuje swoim niedopracowaniem. Pokrywka leży dość luźno na tubusie w związku z czym telepie się przy wstrząsach. Mam już pomysł na prostą modyfikację. ale opiszę to przy innej okazji.
RHINO Przejdźmy do produktu australijskiego, którego używam od niespełna pół roku. Tutaj zastosowano żarna ceramiczne, bardzo podobne do tych porlexowych. Nie są one zbyt ostre, ale górne żarno jest lepiej spasowane z obudową niż w japońskim protoplaście. Niestety stabilizacja osi w Rhinowares nie zachwyca mnie, tworzywo trzymające konstrukcję jest jakby zbyt wiotkie/elastyczne. Daje to możliwość sporych wychyłów na osi. Regulacja grubości przemiału jest prosta i wygodna, a pełny obrót to 8 przeskoków trójramiennej nakrętki regulacyjnej. Oba żarna można łatwo wyjąć żeby wyczyścić. Rączka ma długie ramię, łatwo się zakłada i zdejmuje, jest wygodna w użytkowaniu, brak jej tendencji do spadania - znanej przypadłości porlexa. Jednak pusty młynek z założoną rączką bardzo łatwo się wywraca. Związane jest to z małą wagą i niewielką średnicą podstawy młynka. Wymiar ten ma jednak swoje dobre strony - otóż w komorę na ziarno idealnie wchodzi lejek od aeropressu, a ja lubię korzystać z tego rozwiązania.
Koszt Rhinowares, to aktualnie w Polsce to ok. 180 PLN
Twarzą w twarz Patrząc na oba młynki postawione obok siebie są niemal równe, sam tubus Zassenhausa kończy się centymetr niżej, ale z założoną rączką ich uchwyty kończą się prawie na tej samej wysokości. Przy czym w Rhinowares korbka jest cała demontowalna i kończy się niżej. W Quito można zdjąć tylko drewnianą gałkę, z zamontowanym w środku magnesem. Dzięki temu rozwiązaniu nie musimy się obawiać o zużycie mocowania, a mieląc uchwyt nam się nie obraca w palcach i trzyma się go wygodnie.
Rozmiarowo różnią się one również średnicą korpusu, która dla Rhino wynosi 5 cm, a w Quito centymetr więcej. Pojemnik Ekwadorczyka niemieckiego pochodzenia jest szklany i montowany na gwint. Niemniej wygląda i w rękach czuje się solidność tego elementu. Po jego odkręceniu można postawić młynek stabilnie w pionie. W nosorożcu jest to niemożliwe z powodu wystających części. Jest to upierdliwe gdyż kładąc młynek na boku, łatwo może się on sturlać z pochyłej powierzchni. Wracając jednak do pojemnika na przemiał, jest on metalowy tak jak korpus i wciska się go na kołnierz z tworzywa. Rozwiązanie wydaje się niezbyt trwałe, gdyż po czterech miesiącach choć nie spada, to ma już luzy i lata na boki. Porlexowy, również wciskany pojemnik nie miał żadnych problemów po dwa razy dłuższym okresie. Podobnie jak Mini w Ryniu jest gumowy pasek polepszający chwyt, przydatny drobiazg gdy mamy wilgotne ręce. Co prawda nie ma funkcjonalności przechowywania rączki po jej zdjęciu, tak jak w Mini Japończyku, ale perforowana guma trzyma się lepiej i na razie nie rozciąga.
Do boju - gryź i tnij!
Przebolawszy brak niemieckiego ordnungu przy wykonaniu młynka, przeszedłem do zabawy.
Poniżej pierwsza rzecz, która mnie interesowała w tych dwóch młynkach, czyli porównanie przemiału.
Wpierw zrobiłem porównanie w przedziale, którego na ogół używałem w Rhinowares czyli od 4 do 10 skoków podziałki od zblokowania żaren. Jak widać na zdjęciach skala jak i jej skok dla obydwu młynków jest różna. Dodałem więc drugą część dla Quito, która może być bliższa przemiałom z Rhino.
Magiczne mechanizmy
Natrafiłem w sieci na opisy świadczące o jakimś tajemniczym mechanizmie, który w Quito miałby odpowiadać za płynniejszy przemiał. Hmm, no więc nie wyczuwam tej magii, albo moje ręce są już tak toporne i nieczułe od walenia w bębny, albo to po prostu jakaś bujda. No chyba, że kontrola jakości poszła szukać elementu, który za to odpowiada i tyle ich widzieli.. Oprócz różnicy wynikającej z ostrzejszych żaren, raczej szczególnej lekkości w mieleniu nie doświadczyłem. Jest trochę lepiej niż w Ryniu, ale drobniejsze przemiały jasno palonej kawy nie są lekkie w korbce i nie obywa się bez przycięcia młynka.
Cóżeś Pan uczynił?
Jeśli kogoś interesuje procedura przygotowania testu porównawczego, to przedstawiam ją poniżej. Była ona powtarzana dla każdego przemiału.
1. Wyczyszczenie zbiorników młynka i żaren - wytrzepanie, przedmuchanie, czasem usunięcie przylegających resztek przemiału palcem, wskazującym jakby kto pytał. 2. Ustawienie grubości przemiału, za każdym razem przesunięcie o dwa stopnie w stronę grubszego przemiału. Wyznaczałem punkt odniesienia, czyli zerowy jako pierwszy stopień pozwalający na ruch żaren. Od tego momentu liczyłem kolejno zaczynając oczywiście od jednego. 3. Zasypanie żaren kawą tą samą do wszystkich testów, tak aby przykrywała żarna. Ilość nie była dokładnie mierzona 4. Mielenie - młynek dociśnięty do stołu żeby zapewnić lepszą stabilność 5. Wysypanie kawy na kartkę 6. Zapisanie ołówkiem grubości przemiału 7. Uformowanie paska 8. Przyłożenie kartki i dociśnięcie - żeby pokazać zachowanie kawy, wydawało mi się pomocne przy ustaleniu konsystencji kawy. 9. Otrzepanie kartki dociskającej 10. Wyrysowanie „wzorka”- wybaczcie jaka pogoda i talent rysowniczy taki wzorek
Co dalej?
W kolejnej części chciałbym przedstawić wam zagadnienie, które wydaje mi się bardzo ważne i podstawowe. Pierwsze napary i wrażenia sensoryczne z takich samych przelewów kawy zmielonej oboma młynkami. Ja już wiem, że jest ciekawie bo trochę naparów przelało się przez moje kubki smakowe.
*Odnosi się do skeczu Marka Gungor'a, opowiadającego o różnicach w funkcjonowaniu mózgu mężczyzny i kobiety.
Autorem tekstu i zdjęć jest krystians z forum Wszystko o kawie.