Współczesne ręczne młynki do kawy to w większości przypadków niewielkie, ceramiczne żarna i lekka konstrukcja. Zassenhaus Panama to zgoła odmienna filozofia. Ma być precyzyjnie, konkretnie i szybko. Czy tak jest rzeczywiście?

Tak ogólnie przyjęło się w światku kawowym, że jeśli ktoś chce zacząć swoją zabawę z kawą, to zaopatruje się w ręczny, żarnowy młynek. Albo są to jakieś wiekowe konstrukcje wynalezione na strychu u dziadków, które przy odrobinie renowacji mogą zaskakiwać bardzo dobrą jakością przemiału, bądź idzie się w sprawdzone, lekkie, współczesne konstrukcje, które nie grzeszą równym mieleniem. Najczęściej ta ostatnia grupa jest wyposażona w niewielkie, stożkowe, ceramiczne żarna, które są dość tępe i niewielkie. Kawę przemielimy, młynek będzie służyć, ale jeśli tylko temat kawy bardziej nas wciągnie, szybko przerzucimy się na coś lepszego.

Ale młynki ręczne to nie tylko początek przygody z kawą. To często świadomy wybór, czy to ze względu na częste wyjazdy i podróże, czy też niezbędnik w pracy. W takich sytuacjach można rozważyć zakup młynka z wyższej klasy niż podstawowe modele, a w takim przedziale chce umieścić się Zassenhaus Panama.

Zassenhaus Panama to jeden z kilku modeli tej Niemieckiej firmy specjalizującej się w produkcji młynków do kawy. Najbardziej kompaktowy i dedykowany wszędzie tam, gdzie mobilność gra pierwsze skrzypce. Świeżo Palona podrzuciła mi na testy ten sprzęt, bym mógł przekonać się sam o jego cechach.

Do tej pory miałem już do czynienia z takimi modelami młynków ręcznych jak Hario Slim, Porlex Mini czy Rhinowares. Ten ostatni służy mi jako sprzęt na wyjazdy i nie mam do niego większych zastrzeżeń w takich sytuacjach. Lekki, ze stabilnym mechanizmem i niewielkich gabarytów. Jednak kiedy Zassenhaus Panama trafił w moje ręce, Rhinowares zaczął przypominać nieco zabawkę. Co prawda większą, ale zabawkę.

Panama jest mniejsza i smuklejsza niż Rhinowares, ale przy tym jest niemal dwukrotnie cięższa (niemal 550g w porównaniu do niecałych 300g). Zassenhaus Panama od pierwszego kontaktu sprawia wrażenie naprawdę solidnego sprzętu na długie lata. Wszystko jest bardzo dobrze dopasowane, sztywne, bez żadnych luzów i niedociągnięć. Metalowa, walcowata obudowa dobrze leży w dłoni. W tym modelu górna pokrywa jest zintegrowana z rączką. Nie są to osobne elementy, tak, jak w wielu innych młynkach, gdzie dekielek i rączka to różne części. Ma to konkretny wpływ na łatwość mielenia. Standardowo rączka nakładana jest bezpośrednio na główną oś, którą obraca. Zassenhaus Panama posiada dodatkowe łożysko w pokrywce, które czyni mielenie łatwiejszym. Jedyne, do czego mogę mieć lekkie zastrzeżenie pod względem ergonomii, to nieobracana gałka rączki. Aby ułatwić kręcenie, w większości młynków ręcznych koniec rączki jest obrotowy. Tu jest to stała część, zintegrowana z całością, do tego dość cienka, przez co wygoda mielenia jest ciut mniejsza. Ale tragicznie nie jest.

Zassenhaus PanamaJak wspomniałem na początku, Zassenhaus Panama to propozycja raczej mobilna. Młynek jest niewielkich rozmiarów, zmieści się bez problemu do torby. Pojemnik zmieści niecałe 20g ziaren i tyle też maksymalnie pomieści dolny, na zmieloną kawę.

Sercem młynka są stalowe żarna. Tak, stalowe. W końcu nie jest to ceramiczna propozycja, a normalna, ostra, twarda stal. Średnica jest taka sama, jak choćby we wspomnianym Rhinowares lub Porleksie. Stożkowe żarno ma takie same nacięcia i kształty, jak ceramiczne, oczywiście z dużo lepiej zaznaczonymi krawędziami. Wewnętrzne żarno wygląda już zupełnie inaczej. Jest dużo bardziej inwazyjne, ostre, z większą ilością nacięć i krawędzi. W połączeniu ze sztywną osią powinno to dawać dobre efekty w przemiale. Producent chwali się, że młynek może być wykorzystany do mielenia pod espresso, co byłoby sporym fenomenem, bo do tej metody wymagany jest nie tylko bardzo drobny przemiał, to do tego równy i z niewielką ilością pyłu. Takie warunki spełniają dobre młynki elektryczne i dosłownie kilka ręcznych za potężne pieniądze. Oczywiście, sprawdziłem to. Ustawiając żarna na drobne mielenie, ale tak, aby nie ocierały się o siebie przy obrotach, faktycznie, przemiał jest bardzo równy i czysty. Niestety, nadal trochę za gruby jak na espresso. Zda się doskonale do kawiarki, ale ekspres ciśnieniowy (akurat miałem pod ręką starą maszynę dźwigniową) zbyt szybko wypluł z siebie kawę. Nie zmienia to faktu, że bardzo spodobała mi się jakość przemiału, która stoi na bardzo wysokim poziomie. Widać, że frakcja jest równomierna i nie zawiera w sobie zbyt dużo pyłu.

Grubsze mielenie powodowało już większy rozstrzał w równości, co jest bolączką większości ręcznych młynków. Zassenhaus Panama ma bardzo stabilny mechanizm trzymania żaren, ale w przeciwieństwie do młynków elektrycznych, nie ma stabilizacji od dołu, więc im grubszy przemiał, tym mniejsza stabilność i siłą rzeczy obroty nigdy nie będą równe, co przekłada się na mniej jednorodne zmielenie. Ale nadal jest mało pyłu i mimo nierównej frakcji, zaparzone dripy czy Chemeksy miały nieźle zbalansowany smak i można było wstrzelić się w odpowiednie ramy czasowe. Zdecydowanie widać różnicę w stosunku do młynków z żarnami ceramicznymi. Gdzieś wyczytałem informację, że do zmielenia 14g kawy wystarczy szesnaście obrotów korbą. Mi wyszło nieco ponad dwadzieścia, ale to nadal bardzo dobry wynik. Widać, dobre żarna i łożyskowa przekładnia robią swoje. Nie można mieć także zastrzeżeń do samej regulacji żaren. Ładnie wykonana nakrętka wyraźnie przeskakuje, dzięki czemu można policzyć sobie stopnie.

Zassenhaus PanamaCzy Zassenhaus Panama ma jakieś wady? Mam jedynie drobne uwagi. Wspomniałem o niekoniecznie wygodnej rączce. Ponadto, pojemnik na zmieloną kawę mógłby być lepiej osadzony. Podczas mielenia było mi najwygodniej trzymać młynek właśnie w okolicach pojemnika, przez co czułem, jak pod ręką ten nieco wysuwał się. Moim zdaniem, lepszym rozwiązaniem byłby albo delikatny gwint, albo bardziej ciasny wcisk. No i to, czego zabrakło mi na wyposażeniu, to choćby jakiś symboliczny woreczek na ten sprzęt. Mając na uwadze raczej mobilne i podróżnicze wykorzystanie, taki drobiazg byłby dobrym uzupełnieniem całego, bardzo dobrego zestawu. Zwłaszcza, że młynek nie należy do najtańszych, bo kosztuje w granicach czterystu złotych. Dołożenie nawet prostego, materiałowego woreczka ze sznurkiem nie podniosło by szczególnie kosztów, a na pewno byłoby to dobrym dodatkiem.

Jednak tak, jak wspomniałem, to bardziej uwagi, a nie realne wady. Uważam, że to jak do tej pory Zassenhaus Panama to najlepszy młynek ręczny, z jakim miałem do czynienia. Jeśli dla kogoś priorytetem jest właśnie manualny młynek, to powinien wziąć go pod uwagę, bo to sprzęt na lata.

Autorem tekstu i zdjęć jest Marcin Rzońca z bloga popularcoffee.pl